Przeczytałam o niespójnościach w fabule Modern Warfare 2. Rozśmieszyło mnie to, autorzy analizują watki kawałek po kawałku. Najdziwniejszy jest fragment o Price'u i opisałam go tu.
W Modern Warfare 2, dowiadujemy się, że facet, którego Makarov nienawidzi bardziej od Amerykanów siedzi w Gułagu. Tym kimś okazał się - tak! Nasz kochany pan Price. Widzimy chwytającą za serce scenę spotkania Soap'a i jego byłego przełożonego i... drapiemy się po głowie, myśląc: "Ale osochodzi?!"
W CoD 4 zobaczyliśmy scenę, która w zasadzie nie zostawiała wątpliwości, że Price dednął. Poor bastard - kiwnęliśmy głowami i zaczęliśmy zamiast tego płakać nad śmiercią Gaza. Fajny gościu, rzucił nam pistolet, zabiliśmy Zachaeva... ale Prajsuś nie żyje i koniec. Nara.
Przypomnę, że Gułag to miejsce, do którego w Rosji zsyła się ludzi, których się nie chce, ale nie można zabić. Widzimy, że na końcu Kamarov przylatuje i mówi Soap'owi, że wszystko będzie w porządku, maj frend, wykurujemy cię, bla, bla, bla. Możemy podejrzewać, iż zabrał też Price'a - w takim razie, czyżby oboje zostali wyleczeni, po czym Soap wrócił do UK, a Price'a zesłano do Gułagu? Coś tu śmierdzi...
Możemy też przyjąć teorię, która mówi, że Kamarov zdążył zabrać tylko Soap'a z powodu ataku Ultranacjonalistów. Los Price'a w takiej sytuacji - gdyby jeszcze żył - jest raczej do przewidzenia - o, żyjesz? No to cię rozstrzelamy i nie żyjesz. Tu jednak wygląda na to, że kochani Rosjanie podeszli do niego z całą miłością i wręcz matczyną troską, wykurowali go... a następnie odesłali do Gułagu.
Dziwne, nie?